skip to main |
skip to sidebar
- Posadzimy go w twoim wózku i spróbujemy odnaleźć jego pana
Mama i córeczka wsadziły Picka do wózeczka dla lalek i ruszyły przed
siebie
Ale Picek nie chciał być psem z wózeczkiem dla lalek. Jak się ta
historia skończyła, doczytacie w książce. Nie zauważył jednak, iż
zaczęły się pruć, przez co jeden z podopiecznych zgubił się w końcu i
nie mógł odnaleźć swojego pana. Chodzi z nimi również do sklepu na
zakupy, wkładając czworonożnych pupilów właśnie do tych wielkich
kieszeni. Troskliwie opiekuje się dwoma uroczymi pieskami: Pickiem i
Puckiem. A skąd to nazwisko? Ubiera się w wielkie palto z ogromnymi
kieszeniami. Polecam szczególnie świetne ilustracje Stephena Michaela
Kinga. Niezwykłe i oryginalne. - Ten piesek się zgubił!
- Wiesz co? - powiedziała mama. Bardzo ich kocha i wszędzie zabiera.
Należał do pana Kieszonki!
Wyskoczył więc z wózeczka i uciekł co sił w łapach". Niepowtarzalne
"- Mamo, zobacz! - krzyknęła dziewczynka z wózeczkiem dla lalek. Pan
Kieszonka to bardzo miły i spokojny starszy człowiek. Rysowane
niespokojną kreską, wypełnione żywymi kolorami, zdominowały całe, duże
strony. Był pieskiem kieszonkowym. Dopowiem tylko, że pieski musiały
nieźle się nagłówkować, by dać panu Kieszonce do myślenia.
Nie pozbawione odpowiedzialności, ale równocześnie nie męczące i
twarde. Spokojny pan Teofil nie sprawiał wrażenia człowieka ciekawego i
przebojowego. Przy bliższym poznaniu jednak wiele
a. I tego, który posiada swojego Dziadka i
takiego, który go nie ma. A kogo mi tu dziś przyprowadziłeś, Marcinku? -
spytał, otwierając gościnnie furtkę
- To Wprzyjaźni z
wnukiem. - Witek wił się pod tym spojrzeniem, aż w końcu wypalił: - Bo
ja chcę, żeby
zyskiwał, co więcej
stał się wzorem i autorytetem dla nowego wnuka. Nie pamiętam już, kiedy
dostałem jakiś prezent. A Łobuzkiewicz to oczywiście nazwisko".
Oczywiście jest to lektura dla każdego dziecka, ale według mnie ze
wskazaniem, właśnie na paroletniego chłopaka. Ale równie dobrze wychodzi
im także wychowywanie wnuków, ale nie jest ono takie metodyczne,
książkowe, obowiązkowe czyli rodzicielskie, tylko właśnie spontaniczne,
naturalnie łagodne i wesołe. Smucił go brak tak ważnego w życiu każdego
dziecka dorosłego przyjaciela i powiernika. , a na potwierdzenie jego słów rozległo się donośne
szczekanie
- Warczysław, do nogi! - wydał komendę staruszek
- Jak on się nazywa? - Witek nie wierzył własnym uszom
- Warczysław Łobuzkiewicz - wyjaśnił pan Teofil, a widząc nasze miny,
dodał: - Uważam, że żaden szanujący się pies nie chciałby nazywać się
Pikuś albo Bobik. Czyż nie taki właśnie powinien być Superdziadek? trafił naprawić każdy zegar
(nawet ten ze wskazówkami i kukułką!), uwielbiał huśtać się na jabłoni
(przecież tak mają wszystkie chłopaki!), nauczył chłopca odganiać
zmartwienia (za pomocą chmur!), a nawet rozwiązywać konflikty z kolegami
(niekoniecznie używając pieści!). - Pan Teofil oglądał pudełko ze
wszystkich stron
- Może pan w nim trzymać okulary. Tak, to prawda i mają do tego pełne
prawo.
Witek
miał naprawdę wiele szczęści pan był moim dziadkiem
- Dziadkiem powiadasz - zdumiał się pan Teofil. I znalazł. Zazdroszczę!
"- Witam mojego małego sąsiada. Dziadek robił najlepsze na świecie
melaśniki (nie mylić z naleśnikami!), po
Witek był właśnie tym nieszczęśliwym chłopcem, który nie mógł
pochwalić się nikomu swoim Dziadkiem, bo po prostu go nie miał. O wiele
lepiej brzmi Warczysław. Udowadnia, iż warto mieć marzenia i namawia do
wysiłku, by wciąż się uczyć i poznawać świat. Postanowił go sobie
poszukać.